boczne, do wiosek polskich we wschodniej części powiatu sztumskiego. Niezrównany nasz przewodnik, ksiądz Rudolf Nowowiejski, był tu w swoim żywiole, bo na rodzinnych terenach. W pewnej małej miejscowości, którą oznaczę literą M., widzieliśmy niesłychane zjawisko, iż jeden jedyny człowiek, którego nazwiska ujawnić nie można, zdołał wytrwałą swą pracą obudzić ze snu niemieckiego całą osadę, a dzieciom poprostu nadać duszę polską. Mijając osady, leżące na uboczu od głównego traktu, widzieliśmy gospodarkę chłopską, chaty takie same, jak w głębi rodzinnego kraju. Z tych chat witano nas wszędzie okrzykiem na cześć Polski. Pod wieczór tego dnia, czyniąc zadość wielokrotnemu zaproszeniu, zajechaliśmy do Buchwałdu, majątku p. Donimirskiego, rodzonego brata Antoniego Donimirskiego, niegdyś współredaktora «Słowa» i jednego z promotorów ruchu kooperacyjnego w Kongresówce. Mieliśmy tutaj obraz gospodarstwa wielkofolwarcznego i wielofolwarcznego, z uprawą i produkcyą rolną, stojącą na wysokim poziomie. W starym dworze Buchwałdu, gdzie nasz uprzejmy gospodarz pięćdziesiąt lat osobiście przepracował wśród wszelkich burz, przemian i przewrotów, słyszeliśmy najciekawszy, jaki być może, wykład stosunków istotnych, realnych, niewątpliwie dokładnych i ściśle konkretnych. Do tego starego dworu, gdzie człowiek, gorliwie pilnujący swego zagona, z głębokiem wzruszeniem wyznaje, iż jeszcze nie miał szczęścia oglądania na własne oczy żołnierza polskiego, zdala i ze wszech stron zbliża się Polska. Ten dach przetrzymał wszelkich Bismarcków i Bóg wie jak zaciekłych lan-
Strona:PL Stefan Żeromski - Inter Arma.djvu/051
Wygląd