ogarnąć tę część polskiego żywiołu, która na zjazd przybyła. Ogorzałe panny, na których modne, powiewne bluzki, pończochy i pantofelki są wyraźnie odświętnym strojem, kawalerowie w długich butach z ostrogami i sportowych kurtkach, starszyzna w paradnych, rzadko wdziewanych surdutach, wszystek ów rolniczy świat, z uszanowaniem, stojąc, wysłuchał tęgiej i mocnej przemowy swego prezesa. Jest to świat pewny. Ci nie odstąpią swego sztandaru i nie zdradzą, chociaż z taką trudnością i tak inaczej, niż wszyscy, posługują się naszą polską mową. Jest to język nasiąknięty niemczyzną, jak gąbka wodą. Wyrazy, zwroty, składnia, akcent, przydechy — wszystko jest niemieckie.
Ale z jakimże to entuzjazmem słuchają zbiorowej deklamacyi, gdy ich własne panienki, przebrane w krakowskie stroje, wypowiadają wiersze narodowej poetki! Piękne dla nich jest to wszystko, co sobie sami dla siebie z mozołem i trudem niemałym zrobili. I zaprawdę specyficznie piękne było rubaszne przedstawienie teatralne, gdy ze sceny brzmią zdania ledwie-ledwie polszczyznę przypominające, piękna była naiwność intrygi i piękne były wiersze witające ojczyznę, wskrzeszoną z martwych.
Daleka polskość jest dla tych ludzi jeszcze czemś arcy-subtelnem, trudnem, dziwnie zawikłanem wobec materjalności i wyrazistości wszystkiego, co ich otacza, jakąś niby lekcyą piękną, której trzeba się dobrze wyuczyć dla doskonałego czucia i poprawnego myślenia. Tak to z trudem i mozołem, niby strumień podziemny przez skałę, co drogę naturalną zawaliła sobą,
Strona:PL Stefan Żeromski - Inter Arma.djvu/047
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.