Strona:PL Stefan Żeromski - Inter Arma.djvu/015

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wziąć myśl obojętną, lecz odmienną, a oczy mogły raz jeszcze wejrzeć na niebo.
O, matki Francyi, co przez krynice łez patrzycie na murawę wiosny i na kwiaty nowe, po raz drugi, po raz trzeci i po raz czwarty okrywające mogiły synów.
Jest coś cenniejszego, jest coś bardziej niezbędnego, niż było samo waszych synów życie!
Ich śmierć była objawieniem się nieśmiertelności ludzkiego ducha. W ich czynie jeszcze raz, nanowo, porwał się geniusz francuskiego ludu, geniusz plemiennego trwania, geniusz wielkiej rewolucyi, geniusz Napoleona, geniusz lipcowy, geniusz rzeczypospolitej, geniusz Descartes’a i geniusz utajony wielkiej masy prostych pracowników — przezroczyście jaśniejąca w duszach namiętność ścisłego widzenia istoty rzeczy, dobra niewątpliwego, prawdy samej w sobie, — bezgraniczny entuzyazm, zamknięty w skończonym czynie. Wiedział, iż nadszedł moment, kiedy wszystkiego odżałować wypadło i wszystko na kartę postawić.
Zliczone miał głosy, które potępiły wojnę, jako wojnę i jako wypad nazewnątrz plemiennych granic, — zważył ubywanie przyrostu dzieci w rodzinie, w kraju i w państwie, — przewidział zniszczenie pól, winnic, domów, wsi, fabryk, miast i prowincyi. Podźwignął się od jedynego, od ostatniego syna w rodzinie, — zapłonął od samego spodu wszystkiej miłości matek i ojców, — zamierzył się od największego dna potęgi społecznej, by odeprzeć uderzenie wroga świata.
Zimnem okiem artylerzysty nastawiał cel druzgocącej broni przeciwko umiłowanym miastom ojczyzny,