Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 02.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stary, gruby, z ogromnymi faworytami. Zgięty w pół, pomagał Ewie, ściągnąć z ramion syberynowy paltocik. Szczerbic otworzył drzwi i wpuścił ją natychmiast do niewielkiego salonu. Stały tam skromne, czarne meble, pianino, szafka na nuty. Na ścianach były kolorowe miedzioryty angielskie z XVIII-go wieku. Nad kominkiem ogromna, pigmentowa, prześliczna reprodukcya Monny Lizy. Ewa usiadła na kanapce i natychmiast, z pośpiechem, zaczęła przeglądać tekę ze sztychami. Serce w niej dziwnie drżało i zimno nieznośne ścisnęło wnętrzności.
Pomimo tego rozstroju nie mogła nie poddać się urokowi dzieł artyzmu, które miała przed oczyma. Były tam prześliczne, można doprawdy powiedzieć, — boskie, — Surimona, japońskie kolorowe drzeworyty z pozdrowieniami, trzymane w barwach nikłych, a rozmaitych nieskończenie, były podobizny utworów Segantini’ego, Vatenabe, Gauttin’a, niektóre sztychy Goy’i i czupiradła Hogarth’a, dawne staloryty angielskie z Perditą, Musidorą, Georgianą Devonshire Gainsborough, z Nelly O’Brien Reynolds’a... Ewa trafiła na reprodukcyę »Źródła miłości« Segantini’ego i poczuła na widok tego cudu sztuki, że za chwilę zapłacze. Szczerbic siedział po drugiej stronie stolika i pomagał przewracać ryciny. Kiedy niekiedy wskazywał delikatnie na pewne szczegóły, na barwy srebra, wytłoczenia i połyski barw, jak gdyby logarytmy kolorów w drzeworytach Japończyków, tłomaczył, co znaczą napisy u Goy’i, Hogarth’a, Reynolds’a, Tomasza Gainsborough, Beardsley’a. Nie widziała go i nie mogła podnieść oczu. Bała się, że będzie, wskutek depre-