Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 02.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ocknęła się. Podniosła głowę.
Odraza! Przed oczyma — bure, fałdziste obłoki, jak gdyby wymiona olbrzymie, obciążone do pełnej miary, wlokły się ku wschodowi w dymach, tuż ponad dachami, raz wraz poganiane przez wicher.
Wędrowcy posępni, idący w swą własną drogę. Spłacheć rudej roli, tak daleki, że widzi się, jakoby chmura... Ta jego wkładka w horyzont nastręczyła się oczom i uporczywie, ościeniem nastawiła myśl o miejscu na ziemskim padole, gdzie spocząć wreszcie trzeba. Zmoczone dachy, nasiękłe wilgocią... Oślizgłe i odęte mury... Wiatr uderzył w szyby, — ni to pierś i skrzydła pierzaste, połamane kędyś w chmurach. Och, jakże wzdychał wiatr!...
Naraz z ciemnych i skłębionych mgławic — wyszła myśl niezłomna: niema innej rady, tylko wyjść za mąż za Jaśniacha. Bez niego niepodobna wracać do Warszawy. Jeżeli za niego wyjść, — to można wracać. On wszystko przebaczy. Wszystko wyznać! Ach, jemu wszystko wyznać! Niechby naznaczył pokutę, jakąby chciał! Oddać mu resztę pieniędzy na te jakieś tam jego cele. Przyłożyć ręki do tego, co każe robić, przyłożyć ręki, ale tak, żeby martwe rzeczy poczęły chodzić, żeby kamienie wzdychały! Rzucić się jeszcze do nóg światu i przebłagać świat! Strasznie pracować... — wyszeptała z namiętną, z dziką rozkoszą...
A Szczerbic? Zadrżała, jak od zimna, i znowu ściągnęły ją dreszcze. — Mógłby się mścić... Mógłby powiedzieć Horstowi. Horst Barnawskiej. Teraz tamte małpy nic jeszcze nie wiedzą. Ale czyżby Szczerbic był zdolny? Jeśli go podrażnić tem wyjściem za Ja-