Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 02.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pomysł, żeby kupić sobie konia, świetną amazonkę i codziennie o tej samej godzinie jeździć po tamtej stronie Avenue. Marzenia runęły w tę stronę. Zatonęła w myślach, gdzie to i jak kupić takiego konia. Obliczała w myśli, ileż to mogłoby kosztować. Tysiąc, dwa tysiące franków?... Koń musi być kary, dzikus. Amazonka. Kapelusz dziwnego kroju, zupełnie, co do joty, jak na owej miniaturze »księżniczki« Vaughan. Właśnie taki! Otoczy go wualką ponsową, (właśnie taką i tak związaną!) Każę kapelusz specyalnie takiego kształtu robić ad hoc u Reboux. — Była tam już przecie! Widziała tłum pracownic. Blask elektrycznych lamp, olbrzymie, długie stoły. Schylone nad stołami twarze. Kwiaty, kwiaty sztuczne, miliony kwiatów! Od godziny ósmej rano do dziesiątej wieczorem wciąż w palcach kwiaty sztuczne, kwiaty, kwiaty. Przypatrywała się twarzom »tych dziewczyn« i uśmiechała się jadowitym uśmieszkiem przy wyborze kapelusza.
Patrzyła z satysfakcyą, wywróconą na nice, na niewysłowioną, nieprzebraną, obfitą, jak żywioł, uprzejmość ładnej panny do przymierzania. — Teraz pójdzie tam znowu, wezwie najgłówniejszego kierownika, — och, zawoła tego psa! — i obstaluje sobie kapelusz-cylinderek zupełnie nieznanego kształtu. Każę tak go właśnie nazwać: — »Vaughan«. Jeżeli nie zechcą robić, to przerzuca swą »klientelę« do Virot’a, albo Loys’a. Muszą gałgany wykonać!
Gdzie trzymać konia? W jakich remizach w Longchamp, czy w Auteuil? To daleko. Ale postanowiła tam jechać i czynić pierwsze kroki. — Oszukają. Och, oszukają napewno, — ale o to mniejsza. Przecież to pozna,