Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 02.djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Byli wyprostowani, nieubłagalnie spokojni, uroczyści, gotowi do skoku, niemi. Twarz Pochronia wyrażała rozwagę, tamtych milczenie i posłuszeństwo. Drzwi otwarły się i Ewa stanęła na progu. Według rozkazu zasłoniła sobą wejście. Czuła na szyi oddech Pochronia Oczy jej szukały Łukasza.
Łukasz stał w mroku korytarza. Tam w mroku — on!
Ujrzała twarz, włosy, przedział z boku, zarost.
Oczy jego gasły na jej widok i bezsilnie zawściągały się powiekami. Górna warga uchyliła się, żeby zabłysły... Krzyk z głębi serca:
— Łukasz! Uciekaj! Zabiją cię! Idą!
— Kto idzie!
— Zamykaj drzwi! Od biura! Uciekaj do mieszkania!
Rzuciła się naprzód, żeby go zasłonić sobą, z wyciągniętemi rękami. Wepchnęła go we drzwi boczne, prowadzące do mieszkania. Było zapóźno.
Pochroń i trzej tamci runęli do przedpokoju. Pochroń od jednego ciosu sztyletem zabił lokaja i skoczył ku drzwiom do biur. Ale te drzwi były zatarasowane. Daremnie podważali je narzędziami wszyscy czterej. Nagle Niepołomski ukazał się w półotwartych drzwiach. Błysnęła kula niklowanego browninga i huknął strzał jeden, drugi, trzeci. Pochroń odpowiedział strzałem, ale sam poślizgnął się, zachwiał, sunął po ścianie. Padł na ziemię. Fajtaś oszalały strzelał we wszystkie klamki po kolei. Grzywacz otwarł wejściowe i ciągnął Pochronia na schody, ująwszy go pod pachy. Batasiński zatrzasnął drzwi, za któremi stał Niepo-