Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 02.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— »Ufaj córko«... — rzekł z uśmiechem Bodzanta. — Ale chodźmy zwiedzić szpital, a potem folwarki.
— Z ochotą...
— Wszędzie pan zobaczy tę samą utopię... — mówił Łumski, mierząc Malinowskiego wilczemi oczami. — Musi to jednak być pewna sensacya widzieć na własne oczy utopię.
— O, tak! Każde dziwowisko jest ciekawe. Gdyby, naprzykład, dane było komu widzieć wieżę Eiffel, zbudowaną na podstawie, która napewno trzaśnie i nie tylko sprowadzi ruinę wieży, ale może zatłuc wielu nieopatrznych...
— Jeżeli jednak zbyt długo czekać na walenie się wieży, to i ciekawość może się wyczerpać.
— Daj Boże, żeby trzeba było czekać zbyt długo!
Zwrócił się do Bodzanty i rzekł:
— Tak, pozazdrościć szanownemu panu! Takie dobra, takie dobra! Wyznaję, że nigdybym się na to nie zdobył! Oddać wszystko ludziom nieznanym, a może właśnie próżniakom, może na marne? Pracowity ręce sobie pourabia, a próżniak będzie siedział i oszukiwał. Przecież tak zawsze na świecie było, jest i będzie. A próżniak piewszy stanie do zysków. Cóż wtedy? Czy aby panowie nie cofną się wówczas do przymusu?
— Do kańczuga za cholewą? Cóż kiedy my mamy środek. Zysków u nas niema. Zyski idą na szkoły i szpitale...
— Ale był przecie ten Wierzba, który powiedział, że nie będzie robił, póki mu nie dadzą ta-