Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 02.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

więcej, spotyka się mój ziemianin na jarmarku z Kląskwą i, przypomniawszy sobie zamianę, pyta: — A cóż Kląskwa, jakże się też udał mój owies? Wyrósł też godnie? — Chłopowina począł się tęgo orać pazurami po głowie, aż ci rzecze: — Proszę łaski pana dziedzica, a to powiem prawdę, — bieda się stała z ónym owsem. — No, jakaż? — A taka bieda-się stała, że jakem tamten owies przywiózł we worku do chałupy, jakem pokazał, to naprzód nie chciały wierzyć, że to owies, a potem jak ta już uwierzyły, to moja zmełła ów owies w żarnach, narobiła krupek i zjedliśmy z mlekiem. A godne były krupki, panie dziedzicu. Oto jest los idejów rolnych na chłopskiej działce.
— A jednak w naszej okolicy już się trafiają żniwiarki na chłopskich polach. I, notabene, żniwiarki kupione za wspólne pieniądze przez kilku sąsiadów we wsi.
— A tak. Za sto lat kupią sobie nawet lokomobilę, o ile na to pozwoli wzrastająca proletaryzacya. Gdzie praca ręczna jest tak tania, (poczciwy, staropolki dwuzłotek), gdzie można nająć człowieka do całodziennej pracy za kilkadziesiąt, a nawet kilkanaście kopiejek, gdzie istnieje taki ogrom siły roboczej, pocóż ma się wytwarzać postęp rolniczy, jakim sposobem ma powstać? Można jeszcze orać byle czem, a żąć za psie pieniądze ludzkiemi rękoma. Więc cóż tu ma robić droga, skomplikowana maszyna? Dopiero podniesienie płac zarobnych robotników rolnych do jakiegoś ludzkiego poziomu, choćby do poziomu płac na Żmudzi, może spowodować ten skutek, że opłaciłoby się stosowanie maszyny. To podniesienie płac może dokonać