Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 02.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zachłysnęła się z wielkiej radości. Szepnęła, wstając ze swego miejsca i wyciągając ręce:
— Dlatego, że papuś do tych wszystkich wsi, do zgromadzonego tłumu swym cichym głosem przemówił Wyłożył im konieczność. A skoro on przemówił... Gdybyś ty słyszała ten okrzyk, ten jeden okrzyk, ten polski okrzyk! Któryż to król jest tak potężny, który miał kiedy na ziemi taką władzę, jak mój papuś?...






Ewa obudziła się nazajutrz rano w niewielkim pokoiku, umeblowanym w sposób najprostszy. Sprzęty były ze świerkowego drzewa, pokostowane. Tylko na ścianie wisiał przepyszny sztych, reprodukcya najboleśniejszego obrazu, jaki wydała sztuka, — »Zdjęcie z krzyża« Ribery z neapolitańskiego San Martino. Ewa podniosła się, ubrała szybko i uchyliła drzwi. Poprzedniego dnia, w ciemnościach nic nie widziała. Korytarz, przecinający budynek, doprowadził ją do schodów i drzwi. Nikogo nie spotkała. Drzwi na dole były otwarte. Wyszła do ogrodu. Ogród ten, jak cała okolica, leżał na dosyć stromej pochyłości góry, jednej z łańcucha, ciągnącego się z zachodu na wschód. Góra pokryta była brzozowym przeważnie lasem, tylko szczyt jej nagi jeżył się od bezleśnych rumowisk i skał. W miejscu, gdzie od strony pól zamierał las, rozpościerały się ogrody, idąc w dal po falistościach gruntu. W ogrodach tam