Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 02.djvu/212

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    znowu! Ilem ja się po nocach naszlochała! Byli nawet.. O, Boże! Jak jeszcze wyżej dorosnę... Na własne uszy raz podsłuchałam u Balów... Kupię u Greulicha szpicrutę ze stalowym prętem w środku i póty będę chodziła, dopóki nie spotkam sam na sam tego podłego Szczerbica...
    — Szczerbica!... — jęknęła Ewa.
    — Kajetana. Był to drugi Szczerbic, Siżyś, rozumny i milusi, muzyk kochany, to go, jak na złość, w Wiedniu bandyci zamordowali.
    — Czy tak? — spytała Ewa.
    — A jak spotkam nareszcie tego Kajetana, to trzasnę sześć razy szpicrutą, posiekam fizys na kotlety. Żeby pręgi, jak mój najgrubszy palec, musiał nosić na buzi przez ruski miesiąc! Powiedział o papusiu... No, nie powtórzę!
    — A kiedy to pewnie prawda... — śmiał się Bodzanta.
    — Och, bo papuś to jest także! — zaperzyła się. Po chwili uspokojenia ciągnęła dalej:
    — Wszystko dlatego, że papuś już wówczas zamierzył spełnić swój wielki czyn. I mówił czasem, otwierał usta do tego... stada!...
    — Och, jakież to ordynaryjne i niesprawiedliwe słowa!... — z niesmakiem mruknął Bodzanta.
    — Bo widzisz, papuś w sam dzień Matki Boskiej Zielnej, w rocznicę moich urodzin, sześć lat temu wyrzekł się władania swemi dobrami.
    — Dlaczego? — spytała Ewa niedbale.
    — A z dziwactwa! Z pańskiej fanaberyi. Jeszcze tego na świecie nie było, więc to musiał zmajstrować