Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 02.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ewa słuchała z niedającem się ukryć rozczarowaniem. Stary pan uśmiechał się chytrze i ironicznie, rzucając zabawnie oczyma na prawo i na lewo, jakby pilnie lustrował koła wolanta.
— Nic nie wiesz, nic jeszcze nie wiesz, blondyneczko, Diano podeptana przez jelenie... — pieściła się z nią Marta. — Słuchaj! Wszystko ci opowiem w krótkiem skróceniu, w tyciusieńskim konspekcie. Otwieraj uszy! Mój papuś nazywa się Bodzanta. Bodzanta! Wiesz już teraz? Bodzantowie byli zawsze magnateryą, chadzali z królami i obok królów, nadymali się nieraz przeciwko królom. — Różnie bywało. Lubili »ojczyznę miłą«, ale i o sobie nie zapominali. Ostatnimi czasy, — recytowała z zabawnym patosem, — dosięgli przez związki familijne z najpierwszymi w Polsce domami, — Himalajów bogactw. Dostatek, zaszczyty, nawet wielkość pchały się do ich siedzib drzwiami i oknami. Bez trudu możnaby się wylegitymować z kuzynostwa z Burbonami, a rozmaitych pseudo-królów w rodzie... na kopy! Modląc się, (obłudnie), po kościołach, wzdychali, że to Bóg dał im tyle bogactwa. Tymczasem dały im tyle bogactwa żeniaczki, sukcesye, procesy, intrygi, praca ludu, no i karty.
Bodzanta krzywił się i kiwał niecierpliwie. Marta ciągnęła:
— Mój dziaduś był jednym z najbogatszych panów. Mój papuś odziedziczył fortuneczkę, — paluszki lizać! Wszystkie folwarki, które zobaczysz, gdy wyjedziemy na tę pochyłą górę, zwaną Szłom, za tą rzeką, należały do papusia: Marcyanów, Głownia, Poszłomie, Zalesie, Płotki, Osiedle, Wólka Płotecka, Młynarze,