Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 02.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

halek, gorsetów, kapeluszy, drobiazgów, cacek ostatniej mody i smakołyków ostatniego pomysłu. Polubiła ordynarność zabawy, płaskość i ostrość dowcipu. W mdłym, błękitnawym dymie u Ronachera, wobec szerokiej sceny, pełnej błazeństwa, akrobatyki, baletu, tresowanych zwierząt, trywialnych kupletów, wśród publiczności, złożonej z prostytutek i poczciwych klemp-mieszczanek czuła się doskonale. Siadywała najczęściej gdzieś w purpurowej loży, otoczona bandą mężczyzn.
Lubiła błąkać się samopas po ulicach, kiedy z okien pełnych szychu, świecideł i ogromu towarów sypie się elektryczne światło, kiedy po bruku asfaltowym szeleści krok milionowego tłumu. Była wówczas radośnie zgubioną w zbiorowisku. — Czasem wtedy na serce jej wracała się cicha, ciemna, uboga Warszawa. Ale nie było to marzenie przykre.
Przeciwnie, — było w niem wyzwanie i ekscytacya.
Poznała mnóstwo nowych ludzi. Zrazu nie mogła pojąć, co się koło niej dzieje, co to za osoby schodzą się u Bandla, ucztują z nim w zamkniętych gabinetach knajp, tłoczą się do lóż w operze i teatrach, szachrują szeptem, kręcą się wśród klubów parlamentarnych, grają u niego w karty, wydzierają sobie majątki, stanowiska, władzę i kobiety. Włosy stawały na głowie i bezsenność rozwierała w ciemności powieki. Lecz z czasem wszystko zobojętniało, stało się znośnie wstrętne, tak samo, jak oczy, binokle i brzuszek Bandla.
Przywykła do ludzi, zjawisk i rzeczy. Był jej obojętny sam Pochroń i jego zmysłowa miłość. Obojętne było życie obecne, przeszłe i przyszłe. — Nie znaczy to wcale, żeby się czuła źle.