Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na chwilę nie podnosił od znaków i przedziałów zielonego sukna. Pani Dwarf trzymała w ręku pokratkowaną papierową tabliczkę z cyframi, które uważnie szpileczką przekłuwała. Lewa jej ręka nieznacznie była wsparta o ramię męża. Ewa tylko spostrzegła, że palce tej ręki, jak szpony były wbite w sukno surduta.
Przybywało osób coraz więcej. Ewa znalazła się w pierwszej lini tłumu, otaczającego stół rulety. Czuła oddechy mężczyzn, stojących za nią i obok. W pewnej chwili ośmieliła się postawić pięciofrankówkę na liczbę sześć (suma liter imienia »Łukasz«). Patrzyła, jak gałka w kole rulety, odbijając się, skacząc płochliwie, prawie kokieteryjnie biegła, zatrzymywała się, wahała i mknęła znowu. Serce drgnęło... Pięciofrankówka znikła, zagarnięta przez grabki croupier’a. Coś, jak fatalna ulga. Powrót do pewności, że miłosny sen o Łukaszu, to sen tylko. Gdy się raz wyśnił, już nie powraca nigdy, przenigdy, choćby człowiek miał władzę króla królów. Podniosła oczy na croupier’a, który zagarnął jej pięciofrankówkę.
Był to przystojny mężczyzna w średnim wieku, kędzierzawy, siwiejący brunet. Miał włosy krótko ostrzyżone, małe wąsy, sympatyczną twarz. Zachowanie się jego było spokojne i poważne, bez afektacyi, jak u poważnego urzędnika, który godnie i należycie spełnia swe obowiązki. Ewa poczęła zasłuchiwać się w brzmienie sakramentalnych formuł, które ciągle wygłaszał, i, dusza jej dumając, znalazła się w poddaństwie i rozpostarciu pod monotonnemi słowami. Leżała daleko, w nocy. Morze ciemne i szalone. Przeszywający błysk latarni. I wciąż te słowa, sens wszystkiego na ziemi: Faites