Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/292

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    cierpienia, a nadewszystko konieczność wyjazdu przymusowego do Rzymu, wyjazdu wtedy!... Złowieszcze iskry błyskały w jej oczach. Róża Niepołomska siedziała na swym fotelu, oczy mając wbite w ziemię. Po długim, głębokim namyśle mówiła z bolesnym uśmiechem na ustach:
    — Nikt teraz... nie zwracał się do mnie z tem żądaniem.
    — Bo rezultat wiadomy!
    — Kto wie, jakby dziś wypadł rezultat... Mojaby to dziś była rzecz powiedzieć tak, lub nie. Ale i ja jestem człowiekiem. Należy mówić do mnie, jak do człowieka.
    Ewa ciągnęła swoje:
    — Czy Łukasz obchodzi panią jeszcze do tego stopnia, żeby go pani mogła ratować?
    — Ratować? Z czego ratować?
    — No z jego teraźniejszego nieszczęścia.
    — A cóż się stało Łukaszowi?
    — Żeby go wydobyć z tego więzienia! Może pani ma jakie środki, znajomości, stosunki?
    — Z więzienia? Łukasz jest w więzieniu? Gdzie?
    — Nie wie pani tego? W Rzymie!
    — W Rzymie... — szeptała Róża blada, jak śnieg, wstając ze swego miejsca i nachylając się nad Ewą, jakby chciała utaić przed światem to, co szepnie:
    — Cóż on zrobił takiego?
    — Kradł.
    — Łukasz kradł? — szeptała wciąż Róża.
    Twarz jej była śmiertelnie blada, krople potu oblały czoło. Ręce jej poczęły drżeć. Oczy utonęły we