Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wynurzał się z żydowskiego gwaru jej uśmieszek, gdy mknęła ku drzwiom wesoła, różowa, szepcąca swym melodyjnie-gardłowym głosem, gdy surowo karciła za to, że sterczy pode drzwiami przeziębły i blady, — nie wierzył swemu szczęściu i ulegał nagłemu zdumieniu, prawie rozczarowaniu, prawie depresyi. Patrząc na jej żywą twarz, na oczy iskrzące się, jak wiecznie nowy i wiecznie silny mróz, uciekał na drugi kraniec miłości, w kraj zimnych rozważań i nadaremnie wszystko znowu mierzył myślami.
Ewa od dawna spostrzegła, co się dzieje.
Jeżeli przypadkowo z pod czarnej sukni wysunął się jej trzewik, jeżeli, zajęta sprzątaniem pokoju, zmywaniem naczyń, przychyliła się w taki sposób, że uwydatniły się jej piersi, — widziała wówczas z pod rzęs, że ją chwytają jego oczy, niby płomienne ręce. I jej myśli poczęły chodzić chyłkiem po elipsach szału i rozpaczy. Przysięgła sobie, że skoro tylko on do Włoch pojedzie, wróci do Warszawy. Tam znajdzie sobie z łatwością zajęcie, jeśli nie w dawnem biurze kolejowem, to gdzieindziej, — w telefonach, telegrafach, biurach technicznych, wreszcie jako kasyerka, urzędniczka i t. p. Warszawa była jej miastem. Tam czuła się u siebie, wśród cywilizacyi, gwaru, rwetesu, pracy. Miasto prowincyonalne było dla niej pustynią, o tyle mającą jakąkolwiek wartość, o ile tu przebywał Łukasz. To też co rychlej pragnęła wrócić do »miasta«, znaleźć się wśród rynków, gdzie na ręce i rozum czekają, gdzie życie wre i myśl bezsennie pracuje. Ale jakże wrócić do Warszawy, do matki, do ojca, do owych prac, gdyby została » kochanką?« Wrócić i stanąć oko w oko z matką, —