Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

krates, był później przybity do krzyża na górach Mykale, on, któremu śpiewał Anakreon... Przybity do krzyża, patrzał gasnącemi oczyma na kraj swój, na siedlisko swojej rozkoszy, na wybrzeża ukochanych Jońskich wysp, na świątynię Neptuna i na dalekie, mgliste góry Azyi...
Gdy to mówił szeptem, jakby najgłębszą tajemnicę, ją ogarnęła bezbożna wesołość, drwinka pusta i lekkomyślna, nastrój, którego mniejby się mogła teraz spodziewać, niż śmierci. Coś z zewnątrz zadało jej pytanie: czy też szczęście tyle jest warte, ile kosztowało? Dowiedzieć się! A to, ile szczęście kosztowało, przemierzyło się w mózgu i odpłynęło stroną daleką, okolicą, jak grzmot wiosenny... Wraz nasunęła się niemal pewność, że ta potworna myśl sprawdzenia nie wylęgła się w mózgu, lecz jest na zewnątrz, wisi postronnie, jak uśmiech zdjęty z czyichś szyderczo skrzywionych ust, jak wzrok ohydnie przymkniętych oczu, patrzących prosto w mózg.
Łukasz stał wciąż nieruchomo po drugiej stronie stołu. Był jak zziębnięty, czy chory. Zacierał ręce. Oczy jego zatapiały się w oczach Ewy lękliwie, stopniowo, chyłkiem. A twarz jej stawała się powoli więcej, niż piękną, więcej, niż uroczą, przeistoczyła się w samo piękno, stała się tem, co budzi i żywi miłość i co się w miłości zawiera. Niechętnymi, bezwolnymi kroki zbliżył się, idąc po dywanie. Usiadł na krzesełku tuż obok. Później naprzeciwko... Pragnęła, ach pragnęła, żeby bliżej... Ale nie ważyła się prosić. Czuła, że gorący rumieniec pali jej twarz i jeszcze bardziej wstydziła się tego rumieńca. Słowa zamarły i znikły. Suknie dotknęły