Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o śmierci odpowiedź jest jedna i dać ją może każdy człowiek. Śmierć jest zgnicie w ziemi, przemiana ciała i sukien w gnój, w cuchnący gaz, w ów straszliwy zapach Powązek, który była raz tam poczuła w upalny dzień majowy.
Nagle spostrzegła, że tramwaj wolno zawraca w kierunku dworca, a wkrótce ujrzała ciemność szczerego pola. Już zeszła noc. Noc pełna wichru i siekących smug wody, noc pełna złowieszczych pojęków w pustce nadwiśla. Noc strachu, lecącego polem — pustkowiem. Oto teraz ciemne powrósła, bolesne witki ostatnich pytań opasały mózg: — jak też tędy będzie wracała?
Spojrzenie w ciemności życia, szybkie, jak błyskawica. Ściśnienie serca trwające długo. Ściśnienie niebolesne, jakoby pieszczota nieskromna rąk cudzych, rąk wstrętnych, których nic nie odtrąci. Ciało przepasał pas dreszczów, a włosiennica kłujących lęków pokryła duszę. Lęki drobne i cieńkie, jak włosy — dookoła, dookoła... Chwila męstwa i znowu ściskanie.
Tramwaj stanął. Ewa wyszła i w gronie ludzi nieznanych znalazła się w sali klasy drugiej. Ale natychmiast wybiegła stamtąd. Martwe spojrzenia osób siedzących osaczały ją nieznośnie. Lepiej się czuła wśród zgiełku tragarzów, łoskotu rzeczy znoszonych, turkotu zajeżdżających powozów, świstów lokomotyw, dzwonień kolejowych i tramwajowych. Wślizgnęła się poza gromadę portyerów w kapotach rozmaitej a coraz głupszej barwy, którzy uszykowani w szereg, stanęli naukos przez całą szerokość sali.
Zajęła framugę okienną tuż obok kasy, w owej chwili nieczynnej, przywarła do ściany, Jakieś bolesne,