Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z mroków jeno te, co są zabójcze, jak kindżał nastawiony przeciwko sercu niewiedzącemu nic a nic.
Wyszła spokojnie, rozdające na prawo i na lewo zwykłe ukłony, uśmiechy koleżankom i kolegom biurowym, portyerom i szwajcarowi. Spojrzenie, oddane szwajcarowi, wybuchło, jak lęk... Szła do domu omackiem, gdyż była zaiste na duszy ślepa. Dopiero na schodach ocknęła się i zachwyciła piersiami dużo tchu. Szła szybko na szafot schodów uśmiechnięta śmiertelnie, zdyszana, pełna męstwa, a z ustami pełnemi słów do Boga.
Ujrzała prawdę i poczuła ją, jak uderzenie siekierą w głowę. Puszka do listów, umiłowana kryjówka serdecznej tajemnicy, arka dusz, droga istota — powiernica, — była wyrwana. Gwoździe, które ją przymocowywały, wyważone przez te same ręce, co skreśliły list. Po gwoździach zostały wyłupania w białej tafli drzwi. Ewa poczuła w sercu ból owych wyrwań, czarnych, przyraźliwych jam od gwoździ. Teraz dopiero zatrzęsła się od przerażenia. Stanęła oko w oko z nieszczęściem, jakby oko w oko z zabójcą, który o ciemnej nocy włamie się do sypialni przez okno. Błyskawicami woli chwytała potrzaskane okruchy męstwa. Dygocącymi niejako palcami duszy przytrzymywała na twarzy cielesnej maskę spokoju.
Nacisnęła krążek dzwonka. Gdy otwarto, ukośnem spojrzeniem rzuciła na prawo i zraniła po raz trzeci.
Najgłębiej! Pokój Łukasza był pusty. Przez półotwarte drzwi widniały pręty łóżka obnażonego z pościeli. Pchnęła lekko te drzwi i zajrzała. Obłapił ją za nogi i spętał jęk tego pokoju. Pustka! Bezbrzeżny