Strona:PL Stefan Żeromski - Duma o hetmanie.djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdy oczy toną w falach powabnych, w pręgach i liniach kielichów, a czarowne skrzydła motyle po powietrzu je noszą, w pośród niebieskich obłoków kołysa się myśl:
— Któż jest człowiek?
Jakie jest jego miejsce wśród suszy i wody, wśród zwierząt, motylów i kwiatów?
Jakiż być powinien czyn jego?
Czyli człowiek powinien w ciszy ducha bytować i w niezawodnem szczęściu pokory na obraz baranka w dolinie, — na obraz lilii cnotliwej, co ziemski sok pije, — czyli powinien, jak ona otwierać kielich posłuszny swej duszy ku słońcu, a zamykać uwiędły i upuszczać go w nicość, gdy nadejdzie przeznaczona pora?
Czyli ma człowiek otworzyć tajną serca ciemnię gdzie wieczny niezgasłego pragnienia jęk czuwa, — czyli ma wyzwolić zaczajoną żądzę swej istoty, żeby wychynęła po władzę nad światem?
Czyli ma człowiek w cichości pożywać owoc ziemi rodzącej i wielbić ją sercem niewinnem?
Czyli ma uciskiem dłoni żelaznych ugniatać ze wszystkiego kształt nowy na obraz tajemniczej chimery myśli swej, — a wolę niezwyciężoną, swoją własną, tworzącą w krwawem cierpieniu i wśród krzyków boju weń tchnąć?
Dajcie odpowiedź, o wielobarwne skrzydła motyle, co się, jak dłonie kapłańskie, za nas rozwieracie i składacie nabożnie przed słonecznym promieniem!
Dajcie odpowiedź, kwiaty, które barwy czerpiecie z łona chmurek porannych, a z nędznych w gnoju