Strona:PL Stefan Żeromski - Duma o hetmanie.djvu/021

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kopiją. Na łęku młot sześciofuntowy do miażdżenia szyszaków, albo berdysz dwubrody do płatania na poły pancerza. Skóry lampartów i lwów, czarnych albo białych niedźwiedzi i wilków na barach. Z przyłbic strzelają czaple kity, pióra żórawie, indycze i bocianie. Zaramienne skrzydła w kunsztownej oprawie zrosły się w las, w puszczę młodą, po której strzelistych piórach sława szeleszcze. Długie, ze złotemi krzyżami, żółte i białe, czerwone i błękitne wieją proporce. Hetmański na czele znak, drzewo z wprawionem w nie skrzydłem rozpostartem orłowem.
Przed chorągwiami rotmistrze. Na czele ich — pułkownicy. Przy znakach pancernych trębacze z surmą przy ustach na sygnał czekają. W pogotowiu pałki trzyma bębenista.
Ponad nimi wszystkimi, jako żałosny polski biały ptak, polata myśl hetmańska, wszystko nieulękłem rozsądzająca baczeniem:
— Ciebie się nie tylko boję, lecz lękam, o wolna, o kresu nie znająca duszo polska!
Przed tobą drżę, ty niełacna, krnąbrna, sama siebie szaleństwem chłoszcząca, ty samej sobie nieznana i nikomu niewiadoma...
Widziałem cię w krwawych bitwach.
Gdyśmy się siekli w pałasze z kozaki i wojewodą Michałem, pod Rewlem z Karolusem, pod Tropcem z Moskiewskiego tatary, u bram niezłomnego Połocka, pod tynami płonącemi Wielkich Łuk, we trzydziestu nogajskich zagonach, w inflanckich i multańskich potrzebach, w kłuszyńskich opłotkach i na wielkiej moskiewskiej drodze, gdyśmy w dziesięć tysięcy szli na