Strona:PL Stanisław Wyspiański-Noc listopadowa.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


W. KSIĄŻE

Zostaw ty to! — I waruj tu, jak pies, u moich nóg.
Cha, cha! — Gdy polskie ozwało się serce,
tak ja pokażę wam, kto wasi zdzierce.
Sumienia obrachunek zrobię. Spłacę dług.
Tam, pod pokojami Belwederu, tam w lochu
człowiek jest, od lat kilku zamkniony.
Tak to perła. — Tak ty nie czujesz się zarumieniony
przedemną?!
Tak ty mówisz, że masz serce i czujesz?!
Ty spojrzyj jemu w twarz —

(nawołuje)

Hej! Straż!

KURUTA
(wbiega)
W. KSIĄŻE
(szepce mu do ucha)
KURUTA
(staje zdumiały)
W. KSIĄŻE
(przynagla gestem)
KURUTA
(odchodzi)
W. KSIĄŻE

Skończył się Wielki Książe, —

(zrywa z piersi gwiazdę i ordery)
(depce nogami)

Precz, precz, — depcę, gardzę.
To nic, — to wszystko dał mi Car. —
Niechcę, — nie.