Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Szopen a Naród.djvu/024

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

było dalekim, a nieskończenie blizkim przypomnieniem rzeczy kiedyś widzianych, słyszanych, jakby we śnie przeżytych, a wszystko, co sam przeżywał i przecierpiał, kojarzy się z wizją tej ziemi, która duszę jego ukształtowała. Dochodzą go odgłosy i szumy i rozhowory, płacze i jęki i wesele tej tak nieskończenie ukochanej, utęsknionej ziemi, a rozpłakaną godziną płyną i płyną dzwony wiejskich kościołów. „Tantum ergo Sacramentum” modlą się organy, zanoszą się od szlochu w hymnie nad hymnami „Święty Boże, Święty Mocny” albo kwilą prostaczą kolendą „Lulu, lulu Jezusińku”.
I śnią mu się bajki i opowiadania, jakie dzieckiem posłyszał: dziwożony i rusałki wśród uroczysk tajemniczych jezior, ich wabiące, rozkołysane, a tak zdradzieckie śpiewy, wyłania się mogiła, gdzie pani pana zabiła, grzmią bohaterskie pochody Lisowczyków i wściekła nawałnica husarzy, co srebrnemi skrzydły u ramion w zwycięskim huraganie powie-