Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Teatr.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

skiego, zarzucając mu, że »nie żył« dostatecznie ze swemi postaciami przed wystąpieniem ich na scenę). Postacie na scenie ważne są tylko w tym danym wycinku czasu, w którym widzimy je na scenie, a przeszłość, lub przyszłość może być wprowadzana jedynie dla spotęgowania napięć dynamicznych. Nie mielibyśmy coprawda w teatrze takim tych dreszczyków czysto życiowych, ale wiedzielibyśmy napewno, że nikt nas nie nabiera w ordynarny sposób, że to, co się dzieje na scenie, nie jest niedoskonałą imitacją czegoś, czego zupełna imitacja jest niemożliwa, tylko czemś kompletnie identycznem samem ze sobą, tem właśnie. co być miało, a nie szeregiem sztuczek dla wywołania ułudy; że ani autor, ani aktor nie dążą do okłamania nas przy pomocy jakichś prestidigitatorskich »truc’ów«. Znajdowalibyśmy się naprawdę w innym świecie, absolutnego, formalnego piękna, i w sferze zupełnej prawdy, jedynie za cenę poświęcenia pewnych narowów i nałogów, które w dodatku prawie wszystkim nam zbrzydły już oddawna. Na to nam powiedzą: »Sztuk takich niema i nie będzie. Jest to teorja wynaleziona rozumowo, przed stworzeniem dzieł odpowiednich. Wszystko to razem jest »humbug«. Tak twierdził przynajmniej Mieczysław Limanowski, o co zresztą nie mamy doń żadnej pretensji, tylko z pewnych względów osobistych nie możemy mu na tem miejscu szczerze odpowiedzieć. Wierzymy jednak, że sztuki takie, może nie odrazu i nie odrazu realizujące naj szerzej zakreślony tutaj program, znaleźć się muszą. Ktoś powiedział, że rzecz w tym rodzaju musiałaby być z założenia groteską. Możliwe, że jeśli będziemy starali się wtłoczyć podobne utwory w kategorje poprzedniej twórczości, to ostatecznie, ale nie koniecznie, wszystkie musielibyśmy uznać za groteskowe, o ile patrzylibyśmy na nie z punktu widzenia życia zdeformowanego. Ale naszem zdaniem, chodzi