Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Teatr.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Rabski. — Nie chcę znęcać się tu nad ludźmi definitywnie zachodzącymi za horyzont. Rabski nie tylko »skończył z bezsensem«, ale i sam ze sobą — skończył się wogóle. Zaznaczę tylko, że nigdy nie byłem zwolennikiem »pure nonsense'u« jako takiego i że nie tylko nie złagodniałem, ale staję się coraz bardziej jadowitym, t. j. bardziej przekonanym o słuszności mojej teorji.
Zawistowski. — Ten sam upór we wmawianiu mi programowego nonsensu, co u wszystkich. Nie »przemycam« wartości intelektualnych, tylko podaję je w moich sztukach otwarcie w związku z napięciami dynamicznemi, dla których wartości owe są pretekstem. Odnajdywanie »głębi« w moich utworach jest winą krytyka, który na te »głębie« (dla innych bzdury), a nie na kwestje formalne, zwraca uwagę. Nie każdy jednak musi orzec, że »Pragmatyści« są rebusem. Udowodnili to inni krytycy, że sztuka ta ma nawet myśl wytyczną. I jeden i drugi sposób patrzenia jest nieistotny. Jednak jeśli już o to chodzi, muszę bronić sensu w mojej sztuce i stwierdzić, że najlepiej określił go Appenszlak, przyczem zaznaczam, że nie godzę się na »uproszczone« i odpłycające streszczenia Breitera i Grubińskiego.
Zarzut Zawistowskiego, że »krańcowa jednostronność« moich artystycznych postulatów »burzy wewnętrzną jednolitość utworu« jest zupełnie gołosłowny. Tylko formalna analiza utworu na podstawie bezpośrednich wrażeń, mogłaby to, oczywiście z subjektywnego punktu widzenia, udowodnić. Nie może jej przeprowadzić Zawistowski, ponieważ nie posiada odpowiedniego systemu pojęć. Nie wiem czy Zawistowski widział »Tumora M.« na scenie, ale wydaje mi się to wątpliwem. Zarzuty co do połowicznego sposobu wysławienia, które robi Trzcińskiemu, są zupełnie niesłuszne. Pisanie o wystawieniu sztuk, których się nie