Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tego udało się im przeżyć wieczór ten we względnej zgodzie. Zato Hela była uroczysta i milcząca. Nareszcie zaczynało się coś dziać naprawdę. Wstała poraz pierwszy z łóżka i przyjęła udział w ponurym, spóźnionym obiedzie. (Ale potem już nie przyjęła nikogo, prócz, dopuszczonego znowu od kilku dni do pełnych erotycznych łask, męża). Małe wypadeczki szły jak awangarda przed czemś, co nadciągało zwolna, systematycznie od wszystkich krańców widnokręgu, jak te słynne podolskie koliste burze (o ile takie wogóle istnieją), które skupiają się potem (niby po czem?) w jednym punkcie, wywalając w nim cały ładunek piorunów. Już rano (przed awanturą) pojawiły się dziwne znaki: rokmorontowe lustro ręczne w pokoju Heli pękło samo, Zosi zegarek stanął na jej fatalnej godzinie: 20 minut przed X-tą, „butler“ Ćwirek oderżnął sobie mały palec, krając precyzyjną maszyną Michelsona wędlinę z ceylońskich dzików. Późnym wieczorem wszyscy byli już zdenerwowani. Bóg Heli, ten najbardziej katolicki Bóg księdza Hieronima, „skrył się tak w głębi wszechświata, że nawet wpatrywanie się w wyiskrzone przed wichrem górskim niebo, nie mogło Go wywołać z Jego gwiaździstych kryjówek“. Temi słowami prawie pomyślała o tem cyniczna wychowanka Wyprztyka. Czuła się opuszczoną i udawała przed sobą, że potrafi nie oddać się Atanazemu jeszcze przez tydzień cały. Miłość rozsadzała jej kobiece wnętrzności, miłość po prostu szatańska, wskutek której substytuty jej: mąż i wszystkie inne „fetysze“, bladły coraz bardziej wobec jednego tylko, o którym nie śmiała otwarcie pomyśleć. A tu na dobitkę ten przeklęty Atanazy mógł zginąć jutro — i co wtedy? No co? Traciła z każdą chwilą zdolność utrzymania stanu pokuty, a wobec niepewnego jutra dziś na nic sobie pozwolić nie mogła. Ostatni wieczór przed pojedynkiem — (Hela wiedziała dobrze o co chodzi) — miał się skończyć muzykalnym popisem kompo-