Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dział, jak faszyzm przejmuje w rozwoju swym syndykalistyczne maniery. Czyżby tą drogą miało iść zbawienie ludzkości? „Wszystko jest blaga. Nie wierzę w nic. Jestem typem nihilistycznego pseudo-burżuja.“
Wchodził do pałacu Łohoyskich, jak do domu, widzianego w koszmarnym śnie. Fizyczna nierzeczywistość tamtej nocy małą była pociechą. Moralna odpowiedzialność za okropny sen — przecież to nonsens. A jednak było to faktem. Jako odkupienie win postanowił nawrócić na dobrą drogę Jędrka mimo, że sam błądził po fatalnych bezdrożach. Zastał go w stanie opłakanym. Widocznie wzmożone dawki trucizny zabiły w nim wszelki, nawet inwersyjny erotyzm. Siedział ogłupiały, wpatrzony w jeden punkt i nie podniósł się nawet na powitanie swojej dawnej miłości. Powoli wciągnął się w rozmowę.
— ...musisz, dziś — rozumiesz? Inaczej jesteś zgubiony. Gdybym nie miał dla ciebie tej głębokiej sympatji, jaką mam — może to nie jest ta przyjaźń, o której marzyłeś — tu głos Atanazego nabrzmiał gorzką ironją — ale w każdym razie coś jest — otóż gdybym nie uznawał ciebie za normalnego w gruncie rzeczy człowieka, nie przyszedłbym dziś do ciebie. Ty nie jesteś taki z urodzenia. To tylko nowotwór, wyrosły na tle przesytu i tego świństwa — wskazał na słoiki na stole. — Musisz zerwać ze wszystkiem, a nadewszystko z kokainą. A propos chciałem cię prosić — mówił dalej z trochę niewyraźną miną — o jakie kilkadziesiąt gramów. (Łohoyski uśmiechnął się bladawo po raz pierwszy). Na wszelki wypadek. Teraz nie mam ani cienia zamiaru. Ale gdybym miał umierać — rozumiesz... —
— Tak — to mocne jest jednak to świństwo. Kto raz skosztował — co? — rzekł z taką dumą, jakby to on właśnie był wynalazcą tej zabawki, a nie indjanie w puszczach Południowej Ameryki.
— Nie myśl, że mam zamiar to kontynuować. Jest