Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tak płynęły dni i noce w Czerwonym Pałacu, podczas gdy w podziemiach społecznych, po uspokojeniu się powierzchni zdarzeń, przygotowywał się wybuch 2-go stopnia, pronunciamento następnej, przedostatniej warstwy — tam to pracował papa Bertz, wśród kolosalnych trudności, ale z coraz lepszym skutkiem. Na tem tle powstał projekt opuszczenia stolicy, której atmosfera stawała się coraz bardziej groźna, dusząca i złowroga. Napróżno namawiał ojciec Helę na wyjazd zagranicę. Uparła się spędzić czas przejściowy w willi swojej w górach, w Zarytem. Wiedziała, że Atanazowie nie mają pieniędzy na zagraniczną podróż i że nigdy nie zgodzą się na pożyczkę. Tu mogła ich zaprosić do siebie, nie wymagając zbytnich poświęceń ambicji. A życie wśród pokut bez Atanazego zaczynało być nudnem aż do bólu. Wybuch zbliżał się.
Atanazy i Zosia tonęli w psychofizycznym małżeńskim dobrobycie. Po pierwszych dniach strzelaniny (Boże niech się to raz skończy, a życie będzie prawdziwym rajem!), podczas której trudności aprowizacji, możliwość „głupiej śmierci“ w jakiejś awanturce częściowej, (nie mającej w sobie nic z posmaku wielkości historycznej chwili, którą to wielkość do pewnego stopnia przeżywali tylko ludzie, kierujący pozornie oszalałemi i chwilowo wsadzonemi w kaftan bezpieczeństwa, wypadkami) i inne przykrostki natury takiej, jak: „strzelanie swoich do swoich“, „swój do swego po swoją kulkę“ lub niezgoda politycznych przekonań w rodzinie, nadawały ponury ton życiu w willi Osłabędzkich. Nastąpił okres oceniania życia (tego pogardzanego i nieznośnego) w jego najbardziej poziomych objawach: życia samego w sobie. Wszystkie rozmowy na temat niewystarczalności tego, co jest, znudzenia szarem przepływaniem kończącej się „burżuazyjnej kultury“, marazmu i uwiądu starczego wewnętrznej polityki, wydały się głupstwem bez żadnej podstawy. Zje-