Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Choćby w rozmowie wyzbądźmy się namacalnej przyczynowości. Bawmy się w rzeczy nieoczekiwane. —
Nagle z cieniów wnętrza katedry wypadł na mroźne słońce buchający parą Wyprztyk, ubrany w czerwony ornat, komżę i inne mniej znane akcesorja.
— Ja ci pokażę, ty buntownicza, niewierna... landrygo! — wykrztusił wreszcie, nie znalazłszy w złości swej innego słowa, jak to, którem matka jego, chłopka, nazywała swoją służącą. — Do spowiedzi za mną. A wy wszyscy bądźcie świadkami pokuty którą naznaczę. — Chwycił ją za zdrową rękę i ciągnął w głąb kościoła w furji nieokiełznanej. Futro spadło jej z ramion i biały kark łysnął nieprzyzwoicie, lubieżnie, pod gęstwą złoto-rudych włosów na tle ciemnego, gorącego wnętrza katedry. Wszyscy rzucili się za nimi i za chwilę pusto było przed kościołem. Tylko wróble dziobały koński nawóz i przekomarzali się, niektórzy spaśli jak rosyjskie kuczery, woźnice i chudzi o lordowskich twarzach lokaje i szoferzy najwyższej finansjery. W jakie 3 kwadranse dopiero organy, grające Andante z 58-ej symfonji Szymanowskiego, dały znać zrewoltowanej już fagaserji, że państwo ich dopełnili obrządku.
Ksiądz Hieronim, zaciągnąwszy Helę do konfesjonału rzucił ją brutalnie na kolana, a sam zapadłszy w mroczną głębię, głośno zadawał pytania. Poczem szeptał długo i nareszcie ustał.
— Czołgaj się na brzuchu gadzino przed wielki ołtarz i tam przez 10 minut błagaj Najświętszą Marję Pannę o zmiłowanie — ja ci odpuszczam — puknął 3 razy stojąc, a potem patrzył nie bez pewnego odcienia subtelnego zadowolenia, jak Hela, bokiem, unosząc w górę lewą rękę, na prawym łokciu, brzuchem, pełzła ku ołtarzowi. Azalin i Atanazy byli zachwyceni. Łohoyski za filarem łupnął nową dawkę i rżał wewnętrznie z rozkoszy. Stary Bertz z dziwną przyjemnością obser-