Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szych mamy kapłanów dowolnych kultów. Ta wymierająca rasa przypadkowych — nie dziedzicznych — rozbabrywaczy tajemnic, jest jedyną godną rozmowy partją. — Wszyscy rzygali wprost wewnętrznie od niesmaku; tylko piękność Heli nadawała tej ohydzie znaczenie pozytywne, ale już w sferze perwersji. — Niech pani powie sama, żeby takie dwa — już nie powiem co — (Łohoyski zarżał złym śmiechem) jak ci nasi narzeczeni, żeby o takie głupstwo, jak potrącenie na ulicy, strzelać się! Ja mam formalny wstręt do Azia, że mu się tak udało. Tak chciałam go pielęgnować, długo, długo, nawet mógłby umrzeć ostatecznie. O — jakże zazdrościłam pani: nie objektu, tylko samej funkcji. — Zosia zmięszała się ostatecznie. Atanazego drażniła ta rozmowa niepomiernie: mało ze skóry nie wyskoczył, ale na dnie było w tem coś płciowego: „płciowy gniew“, grożący lyngamem, jako narzędziem bicia. „Tak, one to lubią wywoływać, tę właśnie złość. Ohyda na każdym kroku. Jak zechcę to cię będę miał kiedykolwiekbądź. W miłości jest to samo, tylko powierzchownie zamaskowane. Jędrek ma rację: przyjaźń jest czemś nieskończenie wyższem, tylko nie taka, jak on sobie wyobraża.“ Ale nie miał już w stosunku do Heli tej pewności, co dawniej i to podniecało go coraz więcej. Niedawna harmonja bezwładu rozwiała się ostatecznie. Życie leżało przed nim, jak niedopatroszone przez niedźwiedzia ścierwo, jak otwarta, ropiejąca rana, jak bezczelnie rozwalone połacie jakiegoś monstrualnego płciowego organu: niezałatwione, uprzykrzone, rozbabrane, nieporządne. wymykające się wszelkim kategorjom, już nie jako metafizyczna dziwność, ale jako takie, to zwykłe: odtąd — dotąd, w którem wszystko jest takiem, jakiem jest: i restauracja, wódeczka, zakąska i piwko, i papierosik, posadka, dziewczynka, miłostka i przyjaciel, podwieczorek i babcia i narzeczona i jakieś pokoiki, dywaniki