Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wobec tego, co przychodzi, nawet takie różnice, jakie są między nami, stają się nieznaczne. — Atanazy zaśmiał się. — Wybiegłem już myślą poza te kategorje. Nazwałbym klasę tę klasą „metafizycznych istot bez formy działania“ — w życiu, czy w sztuce — to wszystko jedno. Dodatkową podklasą jej będą hrabiowie bez wyższych aspiracji — kokainiści i alkoholicy. Ci, którzy obecnie sprawują rządy mdłej demokracji są tak samo nie na miejscu, jak ta część społeczeństwa, na której się opierają. Przestaliśmy być — my: mdli demokraci w praktyce, twórcami życia: nie mamy miejsca we wszechświecie, ani w nas samych. Lepiej niech wyrżną nas wszystkich prędzej. Wiesz, że ja, mimo całego wstrętu do przyszłości, czekam z upragnieniem katastrofy — byle coś wielkiego, byle nie ta zakłamana płaskość dzisiejsza, nie ta małodystansowość pod maską niby wiecznych prawd. Ludzkość — przeklęte pojęcie, o ile nie jest doprowadzone do ostatnich konsekwencji. Ludzkości niema: są tylko typy dwunożne tak od siebie różne, jak słonie i żyrafy. A jeśli jednolita ludzkość będzie kiedyś istnieć, to w formie takiego mechanizmu, który niczem się nie będzie różnił od ula, albo mrowiska.
— Możliwe. Ale co to cię obchodzi. Ciesz się, że żyjesz teraz, kiedy to się jeszcze nie stało. Patrzeć z boku na to wszystko to też pewna satysfakcja i zapełnienie życia. Patrzeć i rozumieć. Ja może sam tak nie myślę, bo dobrze tego wszystkiego nie rozumiem, ale czuję to i to mi wystarcza.
— Ty możesz, bo masz za dużo jeszcze zdrowej, bydlęcej energji. Ale zrozum: nawet najwięksi awanturnicy naszych czasów, też są dekadentami. Dawniej ci właśnie awanturnicy tworzyli życie na szczytach swoich epok — dziś są to tylko sporadyczne historyjki na małą skalę. Wymarzony nadczłowiek Nietzschego, to dziś zwykły złodziej czy zbrodniarz, a nie pruski junkier