Poza kolosalnemi napozór różnicami, całe towarzystwo składało się z odpadków kończącej się, „burżuazyjnej kultury“, przed którą była jedynie próżnia zupełnego wyczerpania i marazmu. Wszyscy czuli śmierć w sobie, mniej lub więcej świadomie i to może było powodem konsolidacji tych przypadkowych znajomości w głębsze przyjaźnie i miłości. Samice, silniejsze oczywiście w takich układach od samców, węszyły nowe perwersje w stosunku do upadłych do głębi (nawet przy pozorach siły) mężczyzn. Psychiczny nekrofilizm z jednej strony, autogalwanizowanie się zastygłych już trupów — z drugiej. Nikt nie zdawał sobie dokładnie sprawy kim jest w istocie (już nie metafizycznie, ale społecznie) na tle zawiłych przelotnych struktur społeczeństwa i wyobrażał sobie siebie, zupełnie inaczej, niż należało. Nawet Atanazy — ten wogóle zbyteczny, ale dość inteligentny improduktyw — mimo wyjątkowej zdolności zafiksowywania stosunkowo nikłych stanów, rozmijał się, stale ze swym intelektualnym sobowtórem, dążącym szybko ku zupełnej likwidacji swego umysłowego sklepiku. I to było jeszcze jego szczęściem. Wszyscy zstępowali w otchłań — niektórzy myśleli, przytem, że idą ku szczytom. Za nimi, „im unbemerkten Hintergrunde“ społecznej świadomości, na którem to tle, jak dogasająca iskierka, świeciła zanikająca tak zwana „inteligencja“, przelewała się i kotłowała bezmyślna jeszcze magma przyszłości, w której gorącem, płynnem wnętrzu kryły się już możliwości nadchodzących form nowego bytu, potencjalne struktury wymarzonej przez dobrych ludzi ludzkości. Czem miała żyć ta przyszła ludzkość nie wiedzieli dobrze dobrzy ludzie, ale to nie obchodziło ich wcale — chcieli „nieść światło“ innym, maskując tem fakt, że w sobie go już nie mieli: ekspansja zastępowała twórczość, propaganda — samą wiarę, rozpuszczanie się w bezforemnem mrowiu — konstrukcję osobowości. Tak mniej więcej przedstawiał ten proces prze-
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Pożegnanie jesieni.djvu/115
Wygląd