Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nikotyna Alkohol Kokaina Peyotl Morfina Eter.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy poznałem kobietę — intensywność doznań eterowych osłabła. Siła metafizycznych wdzierań się ku Bogu nie była tak tragiczna, momenty pełni nie były tak rozsadzające, ani też przerażenie samotności tak zupełne. Stopniowo przestawałem używać eteru: nie czując tak gwałtownej potrzeby ucieczki od siebie, nie pragnąłem tej okropnej odmiany świadomości i gdy, jako chłopiec 17-to letni, eteryzowałem się co kilka tygodni, teraz jako dorosły mężczyzna nie robiłem już tego od kilku lat i to bez specjalnego wysiłku woli.
Przedstawiłem, wedle możności, to, co pamiętam ze stanów eterowych, ich dziwność jednak wymyka się z pod opisu. No, ale wszak nie mam robić propagandy proeterowej. Przedstawię więc szkodliwość eteru, starając się wmówić ją sobie i innym z tą samą siłą przekonania, z jaką małżonkowie w chwili zawierania małżeństwa starają się wziąć na serjo przeświadczenie o tem, że chcą naprawdę i będą sobie nawzajem wierni.
Sądzę, iż jednym z głównych uroków — a zarazem jedną z najgłębszych szkód — narkotyku, nawet tak przykrego i nie dającego euforji — jak eter, (przynajmniej dla mnie) jest to, iż gwałci on niejako sanktuarjum duszy: jak świętokradca rozbija święte naczynia i wyjmuje bezbronnego Boga, którego nie powinny dotykać takie ręce i widzieć takie oczy, napawa się Jego widokiem, dotknięciem i niszczy Go: tak samo narkotyk wdziera się w głębie podświadomości, gdzie drzemią i rozwijają się jakieś