Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nikotyna Alkohol Kokaina Peyotl Morfina Eter.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tlone jakimś hyper-słońcem. Z boku „połosate“ potwory, ocierające się o siebie — coś w rodzaju rekinów w kolorach: białym, czarnym i pomarańczowym. Potem widzę ich przekroje, jakby ktoś w moich oczach porżnął olbrzymie rekinowate salcesony, niewyrażalnej piękności. Mrówkojady kręcące się z zawrotną szybkością. Kolczatki — wśród nich niesłychanie milutki gryzoń — w rodzaju białego stepowego skoczka, pokryty futerkiem o dwa razy rozwidlających się włosach. Mimo szybkości przemian widzę to z mikroskopijną dokładnością. Pani Z. — bardzo piękna kobieta, przedstawia mi się w szalonej deformacji, jak na moich kompozycyjnych portretach, robionych pod wpływem narkotyków; ale mimo to nie traci nic ze swej normalnej piękności. Jest to niepojęty cud. Robi przytem filuterne oko, co na tle ogólnego zniekształcenia twarzy stwarza niezmiernie komiczny efekt.
12.10 — Puls 72. „Spuchnięcie czasu“ dochodzi do niemożliwych rozmiarów. Przeżywam całe tygodnie w ciągu kilku minut. Metalowe, złociste rzeźby indyjskie, z inkrustowanemi drogiemi kamieniami cudownych kolorów, ożywają i wykonują wspaniałe tańce, pełne artystycznej logiki ruchów. Są to całe kompozycje taneczne, których cienia nawet nie wymyśliłbym w normalnym stanie. Piekielne przemiany stylizowanych mord i pysków zwierzęcych, zakończone wężowiskiem na Wielką Skalę — całe kilometry przestrzeni rojące się od węży w cudownych kolorach: zielonych, złotych, błękitnych i czerwonych. Niektóre