Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

praszając mrok w detalach, utajemniczała go jeszcze bardziej ogólnie w oczach tłumów, a nawet najmorowszych inteligentów. Tam sięgał w chwilach tych, gdzie kryła się jeszcze morowsza tajemnica, niż jego własna osobowość: stan społeczny obecnego przekroju. A potem zaraz do Zypka cicho szeptem metalicznym: Zypcio mało nie umarł ze szczęścia, poprostu mało nie zesrał się w portki. Poprostu zachodził w ciążę we łbie jakimś nieznanym płodem: nieugiętą w pojęcia myślą Wodza, jego marzeniem o ogólnej potędze. — Nie masz pojęcia lizogonku jak to świetnie się złożyło, żeś wtedy wyrżnął Piętalskiego w mordę. — (Boże, Boże! Skąd on wiedział o tem ten kawaleryjski bóg? On zdawał się czemś tak ogólnem, że nie powinien wiedzieć „zda się“ o żadnym „zasię“ takim marnym fakcie.) — Akurat mi trzeba przyśpieszeń dla małej próby sił. — (Głośno.) — Panowie! Musimy zrobić próbę. Wiem co mówię i do kogo. Agenci moi prowokują Syndykat już od dwóch tygodni. Nikt nic nie wie i ja też. Dosyć tych ciuciuduszek. Ja nie mogę jechać na Centaurze — ja muszę mieć pod sobą konia sztandardowego. Naród w sumie może być normalnym durniem — byleby chciał siły. Zamiast naszej „Wille zur Ohnmacht“ stawiam hasło: „wygiąć się aż do pęknięcia“ bo „lepiej pęknąć niźli gnić“, nawet jeśli to pęknięcie znaczyć będzie międzyplanetarnie tyle, coby ktoś tam sobie pierdnął. Panowie: taki los parszywy każdego żywego stworzenia, że sobie samemu wystarczyć nie może. Spodziewam się, że wobec mojej notorycznej tajemniczości — mam odwagę o tem mówić — tem różnię się od wszystkich innych działaczy ziemskich — (każdy był szczęśliwy, że on się tak z nim spoufala — aż ze skóry własnej się rwał czort wie gdzie z bezwstydnej „niegi“.) i bliskości wojsk Niebieskiego Państwa, zdenerwowanie strony, która uwzięła się, aby być stroną wrogą wobec mnie i armji, jest wielkie i prowokacja się uda. Będziemy wiedzieli