Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mnie wykonać jeszcze jakiś piekielny eksperyment, bo się pani nudzi. O, gdyby mama wiedziało wszystko!
— Wie — nie skłamałam nic. Mama mnie rozumie jako kobieta. Nieprawdaż, baronessa?
— O, jak ja jednak panią znam! — Zakrył twarz rękami purpurowy ze złości i wstydu. Jakiż był piękny! Szkoda! Liljan pochłaniała nierozczłonkowaną, niezrozumiałą „istotę życia“ podświadomemi ssawkami. Coś się w niej prężyło do skoku — jeszcze chwila, a będzie wiedzieć wszystko. To wiedzieć i potem wkręcić w to Abnola i wszystko inne dalej — położyć się na życiu, jak pantera na dogonionej antylopie, odpocząć, a potem chłeptać żywą krew... Znowu nadstawiła różowe uszki pod niewinnemi blond–kosmykami.
— Nic-a-nic mnie pan nie zna i nie pozna nigdy. „Poznaj mię dobrze, bo wkrótce utracisz, jak sny przez dobre duchy malowane“ — co to: Słonimski, czy Słowacki? A wsio rawno! Głupie poetniki. Pan jest dziecko — biedne, okrutne dziecko. Kiedyś pan zrozumie wiele rzeczy, ale wtedy może być zapóźno, zapóźno... — Coś zajęczało w jej głosie, zajęczało powoli coraz bardziej jej biedne serce. Była teraz jak duża, przemądrzała i bardzo biedna dziewczynka. Genezypa zdławiła za gardło jakaś wstrętna litość. — Pan mnie sądzi fałszywie. Pan jest z tych, którzy prócz siebie nikogo od środka nie pojmą — nigdy — w tem pana szczęście i nieszczęście. Pan będzie dotykał życia przez ciepłe, grube rękawice — już nie przez gumę — pana nic nie zrani, ale nie dojdzie pan nigdy do całkowitego szczęścia w uczuciu. — („Sama jest taka“ — pomyślał leniwo Zypcio). — Skąd pan wie przez co ja przeszłam, i co cierpię teraz. Człowiek z bólu może pokąsać rękę, która go gładzi. Pan zastępuje mi synów, których tracę — każdego inaczej. Maciej jest obcy, a Adam nie wyjdzie już stamtąd... — (Załkała na sucho i opanowała się natychmiast). —