Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/328

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dywizji. Direktion — Pychowice, E, mapa s. g. N. 167. — Zaśmiał się szeroko i spiął konia. Pognali ventre–à–terre w kierunku pierwszych domków Pychowic, gdzie na mapie wypadała litera E tej słynnej odtąd nazwy nieznanego dotąd nikomu miejsca ostatniego boju legjonu Kocmołuchów z 13–tą, wierną Wodzowi, jak i cała zresztą armja, dywizją. A za nimi gnali tamci w rozwiniętym szyku. Trudno jednak gonić dwudziestu jeźdźców trzema pulkami: Grupa fantastycznych fantasenów dopadła wsi na dwieście kroków przed tamtymi.
— Zbuntowali się! Ognia!! Obrócić kulomioty!! — krzyczał dziko Kocmołuchowicz, nie tracąc ani na sekundę zimnej krwi. Obserwował siebie z boku, tego tak zwanego histeryka i bujdogeneratora. Świetnie sprawiał się ten bohater i wierne mu, zautomatyzowane kompanje 13–tej dywizji w rezerwie. Grzmotnęła salwa w przejrzystem powietrzu jesiennego poranka. Czterdzieści kulomiotów zagrzechotało ku słonecznemu oddziałowi. Już i tu było słońce. I waliły się kupami wspaniałe, prawie że gwardyjskie, szwoleżery, nie mogąc dobiec do przeklętego E. Kocmołuchowicz patrzył na to spokojnie. Kiedy trzy pulki legły na oświetlonych pełnem słońcem ścierniskach (pogoda była już zupełna — chmury ściągały się z nieba, jak firanki, ciągnione przez niewidzialne sznurki) kazał wysłać lotne szpitale, sam zaś pojechał dalej ku swoim byłym pierwszym linjom. Miał wrażenie, że dokonał potwornego wprost poświęcenie własnej ambicji na rzecz ludzkości, większego, niż Napoleon po Waterloo. Na „jego“ froncie była cisza. Już wychodziły pierwsze oddziały „bratańców“. Witano Wodza uprzejmie, ale bez entuzjazmu, jak przystało na armję automatów w decydującej chwili. Kocmołuchowicz pokazał, co umiał — tym razem naprawdę.
Siedzieli przed małą chałupką tuż przy byłej pierwszej linji robót ziemnych. Kwatermistrz dziwnie szklannym wzrokiem wpatrzył się w czarną czeluść okopu, wyrytą w prze-