Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

palców nóg, Ty nie wiesz jeszcze jakie ja mam nogi: są tak piękne, że sama się w nich kocham. Chcę się zatopić w miłości. Tak każe nasz mistrz. Powiem ci prawdę: we mnie niema nic, prócz tej wiary i miłości do ciebie. Czasem mam wyrzuty, że cię tak do siebie przywiązuję, do wcielonej pustki. Ale przezemnie staniesz się kimś na tem strasznem cmentarzysku światów, w którem płonie tylko jedno światło naszej nauki. Musisz się wyzwolić sam z siebie... — Przytuliła się do niego całem ciałem, rozpuszczonem, zmiękczonem w potężniejącem pożądaniu. Niedosiężność zginęła: rozpętało się w Genezypie zwykłe bydlę. Strasznie wdzięcznym był jej za to. Szybko potaszczył ją, mdlejącą prawie, w stronę hotelu.
Piekielnie kochał Zypcio Elizę, zdejmując z niej pachnące australijskim cząbrem paletko. Wszystkoby dla niej zrobił, tylko nigdy, przenigdy nie wyrzekłby się jej ciała. Dręczyła go szatańska ciekawość — przecież to była druga kobieta w jego życiu. Po pewnych czynnościach przedwstępnych żona, prawdziwa żona! — co za wygoda, co za wygoda! — oddała mu się najnormalniej w świecie i wszystko weszło (zdawało się — ale tylko zdawało niestety) na zwykłą drogę idealnego, w znaczeniu doskonałości, małżeńskiego pożycia. Był nawet maleńki formalny gwałcik, który umożliwił Elizie w sztucznem trochę zamieszaniu, przejście od stanu dziewicy do stanu żony, bez wielkich psychicznych przynajmniej trudności. „Aliści“ nagle, przy następnej próbie zadowolenia prawnie dozwolonych rozkoszy (co za prostota! co za prostota!) stało się coś niesamowitego: — „quelque chose de vraiment insamovite à la manière polonaise“ — wyrażenie Lebaca. Oto atłasowa skóra Zypcia, jego wspaniałe muskuły i ten valentinowaty, młody pysk zezwierzęcony w nasycaniu żądzy, we wspomnieniu tylko co przeżytej, niedokończonej, z powodu szybkości zjawisk, rozkoszy, zmieniły się w coś