Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
BITWA I JEJ KONSEKWENCJE.




Genezyp zaszedł za ciemny węgiel i ujrzał, że cały tył gmachu płonął wszystkiemi oknami, oświetlony „a giorno“, (jak lubiła mówić hrabina–babcia), mimo, że faktycznie robił się już dzień. (Wskutek zakrycia skrzydłami bocznemi, ustawionemi pod kątem do głównego trzonu, nie widać tego było od frontu – ważny szczegół!) Pełen dzikiego bojowego ognia (był w tej chwili zupełnym automatycznym bydlakiem, tylko nad „czółkiem“ płonęła mu gwiazdka bezimiennych ideałów, jak nad tą damą na rysunkach Grottgera) młody junkier (a nie człowiek bynajmniej) wpadł na schody i popędził do swego szwadronu. Twarze przeważnie były blade, szczególniej u starszych panów, a oczy mętne i zniechęcone. Jedynie na paru młodszych pyskach widać było ten sam głupi zapał, co u Zypcia. Co innego byłoby, gdyby grała orkiestra i sam Wielki Kocmołuchowicz był obecny. Trudno — nie może być przecie wszędzie. O ileż łatwiejsze pod względem osobistego działania były dawniejsze bitwy.
Gdy zameldował się dyżurnemu oficerowi, ten rzekł spokojnie:
— Gdybyście się spóźnili o pół godziny, poszlibyście pod sąd wojenny. Tak skończy się na areszcie.
— Nie dostałem rozkazu. Siostra zachorowała na bardzo ciężką anginę. Byłem u niej całą noc. — Te słowa pierwszego nieomal w życiu oficjalnego kłamstwa, wykwitły jak blade storczyki na potwornej (pożal się Boże) ku-