Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzowej Teofanu. A on chował ten nabój lubieży dla tamtej flondry starej, pijąc u samego źródła, a nie z dalekich, zabrudzonych życiem rzek, nieznośną mękę zatrutej miłości. Bo kochał ją teraz zupełnie poprostu na serjo i cierpiał z nią razem jej fałszywem, przewrotnem cierpieniem. Aż wreszcie trzasł, rozdarł się i leżał przed nią jak bydlę za życia patroszone w jakiejś potwornej fabryce konserw męczarni, jak owad zdeptany na letniej, pylnej drodze [właśnie był taki ohydnie czerwcowo–prawie–lipcawy dzień, pełen obietnic i żarów i marzenia o innem (byle nie tem, byle nie tem) życiu.] O, życie, kiedyż zaczniesz się wreszcie! Modlił się o śmierć do bezimiennych potęg w sobie, ale daleka była jeszcze do niej droga.
A dziś właśnie ona jechać miała do stolicy, wiadomo nam grzesznym, którzy wszystko wiemy, w jakich sprośnych celach (Kocmołuchowicz, przeciążony nadludzką pracą, tuż przed wybuchem decydujących wypadków, gwałtownie domagał się detanty. Szyfrowane depesze już od dwóch dni szły od Huśtańskiego (Kuźmy) tu i odczytywane były przez kogoś w sąsiednim pokoju (tam gdzie nocował pijany wuj, cha, cha!) a potem Persy dziwne miała z kimś rozmówki, które napełniały słodkim żarem jej przepiękne uda i wywoływały rozkoszne dreszcze w okolicach kości ogonowej. Jej skrzydlaty byk czekał napięty jak stalowa lina, gotów na wszystko. W czarnej nocy widziała przed sobą jego smoliste gały, zawrócone żarem upadlającej żądzy i usta drgające od niewysłowionej mękojebni, tuż, tuż przed samą chwilą nasycenia, straszną chwilą posiadania mężczyzny przez kobietę, jego unicestwienia za życia) Ona wyjeżdżała, a on, Zypcio, który najniesłuszniej w świecie uważał siebie za główną figurę tej bezecnej tragedji, zostawał w tej przeklętej dziurze K., w dyscyplinie szkoły i dyscyplinie straszliwego nałogu czystej rozkoszy płciowej z tamtą. Ale