Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odpowiedzialność) i również niespodziewane, nie dające się absolutnie przewidzieć i opanować, reakcje wewnętrzne, napełniały Genezypa niesmakiem i wstrętem do samego siebie. Tracił nadzieję, że chaos ten kiedykolwiek da się w jakiś jednoznaczny sposób uporządkować i opanować. Ludzie, ci inni niepojęci ludzie — to był najjadowitszy problem, tak byli inni, że nie można sobie było wyobrazić możności porozumienia, mimo używania tych samych znaków o tych samych znaczeniach. Zypcio poraz-pierwszy zaczął ze zdumieniem rozpoznawać różnorodność typów ludzkich. Dawny ojciec i „dawna“ również księżna, wydawali mu się teraz jedynie tworami jego własnej wyobraźni — przekonał się, że ich wcale nie znał — tak — i nie pozna — bo z księżną postanowił nie widzieć się nigdy w życiu, a ojciec jak wiadomo umarł — otóż to właśnie: było to wiadomem, ale śmierć ta nie była śmiercią innych ludzi i możliwą jego własną — to była inna śmierć — niezupełna. Stary żył w nim i niepoznawalny już w rzeczywistości rozrastał się jako nowa przepoczwarzona, ekstrapolacyjnie poza polem doświadczenia wytworzona i oczywiście sfałszowana osobowość — urastał do rozmiarów wszechwładnego tytana. Jeśli wierzył Zypcio w życie przyszłe i duchy, to jedynie w stosunku do ojca. Możliwa jego śmierć własna stanowiąca zupełnie różną od śmierci innych ludzi „istność“, była też zróżniczkowana: jedna: śmierć ogólno-daleka, symbol końca życia, której bał się czasem właśnie śmiertelnie i ta druga, wesoła, niebezpieczna, „sławna“, „śmierć walecznych“, po której zdawało się rozpoczynać nowe życie. Mimo pogardy dla sztuki i osobistego wstrętu, coraz bardziej tęsknił do wszechwiedzącego Tengiera — tylko żeby nie ta jego pokraczność i pocałunki — brrr...
Ciągła samotność wśród ludzi i poza zajęciami nawet w największym gwarze, wytwarzała obłędne samozjadanie się