Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
była z NIM taż to panie życie zmieniłoby się w nieustający koszmar i cierpiałaby żona — Ida i córeczka — Illeanka. A on kochał je wszystkie trzy i wszystkie trzy potrzebne mu były jako podpory dla jego straszliwej fabryki sił do walki, raczej zmagania się z niewiadomym losem własnym i uosobionem w nim przeznaczeniem całego kraju. „Ach, znam was wszystkie trzy, jak stare suki i ciebie też, ma belle Zuzuki“ — śpiewał pięknym barytonem kwatermistrz w chwilach radości. Ta czwarta, to była ta wyśniona, nieznana: księżniczka Thurn und Taxis, jak ją inaczej nazywał „Gafährlich ist zu trennen die Theorie und Praxis, doch schwer ist auch zu finden Princessin von Thurn und auch zu Taxis“ — śpiewał w towarzystwie sztabu Buxenhayna, rżąc z uciechy nieposkromionej. Mimo wszystko jasnem zdawało się dla wszystkich, że on jeden musi wiedzieć coś nareszcie, bo jakże inaczej poprostu panie tego, więc co to ja chciałem powiedzieć — i dalej nic, tylko wybałuszone oczy, takie jakie widuje się u ludzi, pijących gorącą herbatę na stacji, gdy pociąg już już ma odjechać. I to, właśnie to było nieprawdą. Gdyby wszyscy nagle dowiedzieli się, że tak jest, cały kraj zmieniłby się w sekundę w jedną masę płynnej zgnilizny, jak pan Valdemar w nowelce Poego.

II–gi i III–ci akt jeszcze gorszego „biezobrazja“ i zgnębiony do samego zbolałego dna rozpalonych duchowych trzewiów, Genezyp, powlókł się z rodziną na kolację do pierwszorzędnej odżywialni „Ripaille“. Odchodząc Persy powiedziała, że może przyjdzie. W tem „może“ był już zadatek wszystkich tortur. Czemu może, czemu nie napewno — psia–kość zatracona. Że też nic nie może być takiem, jak powinno! Wszystko spospoliciało tak, że na nic wprost nie można było patrzeć: kelnerzy, wódeczki, zakąski, radość Liljany, uśmiech pół–zbolały a pół–radosny matki i ekzuberantna radość Michalskiego. Na dobitkę księżna przywlokła swoich adjutantów ze sfer najwyższych — patrzyli na Genezypa jak na dziurę w serze i walili naczczo szampanskoje. Potworny „żal za beznadziejnie uciekającem życiem“ jak w walczyku Tengiera, wywrócił Genezypa (moralnie) twarzą do ziemi w ohydnym, bydlęcym szlochu. Zaczął pić i na chwilę żal stał się pięknym i wszystko zdało się takiem, jakiem być powinno – jak plamy w idealnej kompozycji malarskiej. Ale