Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mamusiałą rajfurę, Manię Kozdroniową. Doszczętnie znudzone pospolitymi bubkami „dziwki“, jak je poprostu nazywał, wyrywały sobie wzajemnie niedosycony ochłap obrzydłego, rozszalałego nagle kaliki — bądźcobądź przez niego płynęły te potworne kombinacje dźwięków, któremi wstrząsał i rozedrgiwał ich ciała w niewiarogodnych figurach tańców, kompozycji lalusiowatego pląsmistrza, wytartego, zgwazdranego brudem całego świata, Anestezego Klamke. Pod wpływem łaskocącej, budzącej bezmierne pragnienie nieokreślonych rzeczy muzyki (ale nie metafizycznie — artystycznie — wprost bebechowo) rozprężyły się w Genezypie wnętrzności i mięśnie skuły się w rozkoszny, pełen żalu i życiowej oddali kłąb. Niewiadomo nawet czy była to przeszłość czy przyszłość: aktualna dalekość wszystkiego, rozdzierająca nieznośnem cierpieniem niedościgłości samej w sobie. Nie odnosiło się to do żadnego określonego przedmiotu. Teraz Persy była w tem jako malutka pecynka. I tak ciągle — przekleństwo schizotymików. (Czytajcie Kretschmera psie–krwie: „Körperbau und Charakter“ — niech wreszcie ktoś przetłomaczy tę konieczną dla wszystkich [z wyjątkiem dla muzyków] książkę.) Naprzód czy wtył — przeszłość czy przyszłość? l nikt nie wiedział już kto kogo żałował. Nieuchwytne trwało gdzieś jak tęcza wśród chmur i Bóg uśmiechał się łaskawie do wierzących, rozpylonym promieniem słońca przez dziurę w groźnych obłokach. Ktoś mówił za Genezypa: słyszał swój głos obcy w wydrążonej, tykwiej pustce:
— Będę jutro po 12–tej. Będziemy mówić o Liljan. O mnie ani słowa — pod tym warunkiem. Jestem tylko nędznym kandydatem na adjutanta generalnego kwatermistrza. — (Skąd znowu ten się tu zjawił? Na chwilkę Kocmołuchowicz przestał być dla niego posągiem Wodza na placu, jakby już z przeszłości, a stał się żywym człowiekiem, mającym brzuch, kiszki, genitalja, pełnym drobnostkowych wstręt-