Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gnijącego wierzchołka zapadającej się w śmierdzące bagno społecznej doskonałości ludzkości. Weszła ONA. To samo zapadnięcie się pod siebie (zrobienie pod siebie całym sobą) co przy ujrzeniu pierwszy raz. Dotknięcie ręki przekonało go o tem, że to właśnie to. Aż po krańce wieczności dotykać choćby jednego kwadratowego centymetra tej skóry, nawet gdyby twarz była jedną ropiejącą raną — i więcej niech nie będzie nic. Pocałowałby ją w gnijącego nowotwora, ale nowotwora jej, z jej ciała wybujałego w anarchicznej żądzy wyrwania się z pod praw normalnie funkcjonującego organizmu. Organizm — orgazm, wytryśnięty na jego pognębienie z czeluści niebytu — orgjastyczna organizacja organów i komórek — ta nie inna — poco, psia–kość poco? Można było żyć bez tego nic wiedząc, a teraz przepadło już na wieki. Zapadł się jeszcze głębiej pod dotychczasowe swoje ruiny (bo wszystko poszło w „drebiezgi“ ), a tam, nad niemi, w ciemnościach burych psychicznej wietrznej trąby wyłaniał się i konsolidował nowy gmach, ale złożony z samych tortur, jak z dziecinnych klocków, rogaty, kańciasty, najeżony tetraedrami z nieznanych męczarni aż do siódmego potu. Przypomniała mu się poranna „śpiewka“ kursowego oficera, Wojdałowicza, gdy już w butach mył zimną wodą (jak większość wojskowych niestety) czerwoną, górną połowę ciała. (Na nutę Ałławerdy:) „życie ach się składa z małych przyjemności i do potworności natężonych mąk — ledwie ach coś komuś dogryzie do kości, już się ach zaczyna nowej męki krąg“. Krąg nowej męki zaczął się. Odrazu z punktu nie było w tem żadnej nadziei. Coś rozpaczliwie nieugiętego rozprężyło się we wszystkiem, mimo iż wiedział, że się podobał i to nawet bardzo. A może właśnie dlatego. Tego nie mógł wiedzieć. Cóż mógł wiedzieć o dzikich psycho–erotycznych perwersjach wyrzeczeń, któremi opłaca się po tysiąckroć marną swędzeniową przyjemnostkę. „Zabić, zabić“ — zasyczało w nim coś i popełzło,