Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

I zaraz poczuł, że teraz dopiero całe dzieciństwo i matura i cały dziecinny również romans z księżną, to wszystko zapadło się w bezdenną jeszcze, ale dziurę (nie otchłań już) przeszłości — oczywiście Kocmołuchowicz przygotował grunt do obcięcia się epoki, ale sam epoką nie był — nie dochodził tak głęboko, jak płciowe świństwa. Życie ruszyło się od swych szczytów, jak lawina. Nieomal czuł Genezyp świst przepływającego czasu wewnątrz samego siebie. Naokoło działo się wszystko jak w zwolnionem tempie w kinie — to znaczy na razie tylko spóźnieni widzowie, zajmujący miejsca i to odejście jej z przed kurtyny, które było gorsze od wszelkich dotąd rozstań, zerwań i śmierci nawet.
Persy dawno przestała mówić — nie wiedział Genezyp co. Zobaczył tylko ostatnie podrygi ruchu ust, niebardzo czerwonych, lecz jakże piekielnie nieprzyzwoicie i jednocześnie szatańsko niewinnie wykrojonych. Każde wymówione słowo było pocałunkiem w zbrodniczym stopniu bezwstydnym i lubieżnym, a jednocześnie świętym, jak dotknięcie jakichś najświętszych relikwij. Na czem to polegało nie mógł nikt określić, nietylko biedny Genezyp. Podobno dwaj malarze jacyś ohydni w swej istocie, „oddali“ czy „uwiecznili“ to na płótnach i papierach, ale mówiono o nich, że zaonanizowali się na śmierć obaj. Ale nienawidził osoby tej jedynie Sturfan Ahnol. On też błąkał się już nad brzegiem tej przepaści, (teraz po przyjeździe do miasta), ale znalazłszy odrazu dość silny antydot w miłości swojej dla Liljany, odwrócił tamto nierozwinięte uczucie na niechęć i nieuznanie absolutne. Oboje mieli zresztą coś podobnie baraniego w twarzach — nawet zaczęto przebąkiwać, że są przyrodniem rodzeństwem. Może coś takiego i było, ale szybko stłumił Abnol tę wersję zręcznem i w porę wyczynionem mordobiciem, poczem „zasię“ otworzył rozmyślnie niecelny ogień po sali (działo się to w „Euforjalu“)i wystrzelał koło czterdziestu naboi. Puszczono go niebawem, bo