Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze utrzymuje się jakimś cudem na wierzchu, jak brudna pianka na rwącym nurcie wstającej nowej ludzkości. Ja tylko zdaję sobie z tego sprawę i innym być bym nie mógł, a ty...
— Ja nie chcę znać społeczeństwa. Muszę żyć w tem błocie, ale też izoluję się od niego — krzyknął znowu w nagłej pasji Abnol. — Chyba, żeby to było społeczeństwo idealne, a nie nasza zakłamana demokracja. Może tam na Zachodzie, lub w Chinach... —
— Więc nie społecznie, jeśli już chcesz koniecznie, ale istotnie — poza własnemi złudzeniami w każdym razie — w odniesieniu do wieków przyszłych. Nie trzeba czekać Sądu Ostatecznego — za 200 lat każdy z nas będzie tym kim jest — bez pięknych sukienek, bez różnych ozdóbek, bez których żyć-by nie mógł, bez osobistych uroków —
— Szczególniej pan, panie Putrysiu — wtrąciła jadowicie księżna. Tengier nie spojrzał nawet na nią.
— Wiadomo będzie co zdziałał tym swoim osobistym urokiem. A zresztą to wcale nie jest złe nawet w sferze sztuki, nie mówiąc już o życiu działaczy, zdobywców i tym podobnych przemieniaczy realnych wartości. O — gdybym ja nie był garbusem o wyschniętej na patyk nodze... —
— Wiemy wszyscy jak pan stara się udowodnić sam przed sobą siłę swego ducha i dźwiękowych kombinacji. Ale to trochę nieczysta sprawka z tą siłą ducha właśnie. Gdyby nie emocjonalne działanie samych dźwięków... —
— Mówi pani — (Tengier nigdy nie tytułował utytułowanych) — o tych tak zwanych uwiedzionych przezemnie bubkach. — (Homoseksualizm był oddawna już dozwolony i bardzo stracił przez to na sile). — O tych efebach, którzy zastępują mi całe moje zawiedzione życie? — rzekł Putrycydes brutalnie, jakby się wyrzygał na wspaniały ruszczucki dywan. — Tak — nie potrzebuję się ukrywać. — Mgła potęgi lubieżnej przesłoniła mu twarz — był prawie piękny. —