Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prostym, że aż prawie zadartym, małym, mięsistym, rozdwojonym, a nic nie rozplaskanym przytem nosie, o twardo zarysowanych, esofloresowato wywiniętych, ale przytem nic nie murzyńskich, ciemno-krwawych wargach — nie był bardzo wysoki, (jakie 185 cm.), ale cudownie proporcjonalnie zbudowany, zawierał w sobie potencjalnie całe morze cierpień nieznanych mu obecnie bab. I nieświadomie cieszyły się już tem wszystkie komórki jego zdrowego jak byczy jęzor ciała. Dusza unosiła się nad tem olimpijskiem igrzyskiem komórek (innego słowa na to nie było) zlekka koślawa, anemiczna, troszkę nawet potworkowata, a nadewszystko nierozwinięta zupełnie — nic o niej nie można było powiedzieć — chyba może jakiś psychjatra i to dobry — może taki Bechmetjew? Ale coraz mniej było na szczęście różniczek społecznych tego typu i nawet scałkowanie ich wszystkich w danem miejscu i czasie nie wpłynęłoby już na wypadkową biegu wypadków. A więc znowu: jeszcze wczoraj spał w tamtem dawnem szkolnem życiu, jeszcze nawet na tym wieczorku, gdzie jak mu się zdawało, reprezentował bądźcobądź zupełnie mimowoli, całą piwną potęgę baronów Kapenów de Vahàz, obecnie Ludzimierskich — a dziś? Sam nie lubił piwa, a poczucie siebie samego jako pasożyta na życiach nieszczęsnych (tak poprostu) robotników, nawet tonących w takiej sztucznej polskiej na amerykański sposób „prosperity“ i udoskonalonych w swej mechanizacji do absurdu, ciężkie było aż do bólu. Jedyną ekspjacją byłoby oddanie się jakiejś pracy nic z tem wszystkiem wspólnego nie mającej. Już wybrał literaturę, jako zawierającą w sobie całość życia, a tu — trach! — ojca trafił szlag. Teraz przekonał się, że wcale nie kochał tego osławionego wielkiego piwowara — („króla słodu“ — jak go nazywano) — to jest w porównaniu oczywiście do bolesnej i aż do obrzmienia nudnej miłości do matki. Nie — żyć męką (choćby nieświadomą) zapracowanych czort wie poco