Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

markę dyskrecji i znawstwa życia z jego strony, że mu się z tą przyjaźnią nie narzucał. Lepsza była ta dalekość wzajemna, niż wykrzywiona fałszywemi perspektywami przyjaźń ojca z synem. Syn musiał był zrobić pierwszy krok — czemuż go nie zrobił? Z przyjacielem, w razie deformacji stosunku można w każdej chwili zerwać — — z ojcem — trudniej. — Dlatego to stary tak był ostrożny w wywnętrznianiach. — Dał coś takiego po sobie poznać w ten poranek wstrętny. Ale tego nie odczuł wtedy Genezyp, zmarnował ostatnią chwilę przed śmiercią. Zapóźno. Teraz się mścić będzie ta odtrącona przyjaźń i zmieni się we władzę nawet za grobem — wiedział o tem napewno „dojrzewający (rosnący?) jak na drożdżach“ wyrodek. Że też nic przyjemnego nie może dłużej trwać jak pięć do dziesięciu minut. Przypomniał sobie któryś tam atak z księżną — to było dłuższe — ale jakiż ból straszliwy sprawiło mu teraz to wspomnienie! Miał wrażenie, że nigdy już nie dozna tej rozkoszy — jako pokutę za winy przeciw ojcu chciał uczynić ślub taki. Przeszkodziła mu defilada innych „stanów duszy“.
Poczuł się obrzydliwie samotnym: jakby w zimny i dżdżysty wieczór błądził po podejrzanej podmiejskiej okolicy, nie mając gdzie „skłonić głowy“ wśród obcych, wstrętnych, brudnych i nienawidzących go ludzi. Cały świat był teraz takim i takimi zdawali się być wszyscy ludzie prócz rodziny, nie wyłączając księżnej, kniazia Bazylego i Tengiera. (Koledzy szkolni = bezkształtna miazga, w której nie zarysowywał się żaden ktoś — chyba ci „zabronieni“, których właściwie nie znał.) Nagle upadł na kolana i zaniósł się trzewiowym, chlipiącym, dziecięcym płaczem — wstydził się, ale podwywał dalej — to była też forma pokuty. Ze zdziwieniem spojrzała na niego matka (taki był dotąd opanowany!) — a nawet Liljan poczuła, że w tym bezproblemowym, znanym jej dobrze, brutalnym braciszku, dotąd przyszłym piwowarze