Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

po to niewiniątko, zanim jeszcze uwiedzie je ta stara kurwa, Irina Wsiewołodowna — podwójna rozkosz: zemsta nad nią za to, że jeszcze jej pożądał, mimo, że nawet jego, (w tym wieku — ona!) kaleki nie była godną — nawet jego, a jeszcze pożądał — straszne to były słowa, a musiał je trawić, jak zgniłą kiełbasę, zeżartą z głodu z odbijaniem, nieomal z podrzygiwaniem. A tu obok szedł ten piękny bubek — baron w dodatku — dziewiętnastoletni: („Boże! Jakże nędznem było moje życie wtedy!“ Surowy bób; pokryjome granie kompozycji na fisharmonji; chodzenie boso, bo na buty nie było i kochanie się bezpamiętne, aż do upadlającego onanizmu włącznie, w małej, rudej Rózi Fajerzajg, która nim pogardziła dla subjekta z bławatnego sklepu w Brzozowie.) To wszystko połknął teraz poraz-drugi, jak okropnie gorzkie lekarstwo. A nad tem dzisiejszy dobrobyt i żona i dzieci, spiętrzone w niewyrażalną masę wstrętu, męki, bezpieczeństwa, w sosie prawdziwych, tych najbardziej wartościowych uczuć. — ...Zypku: życie jest straszne — nie w tych codziennych okropnostkach, z których usprawiedliwienia zrobili kiedyś norwegowie soczek nowalji w swej literaturze: to wyolbrzymienie uroku codzienności do rozmiarów wszystkości, to wmawianie, że wszyscy są równi w podstawowych namiętnościach, to konstatowanie banalnych podobieństw między księciem krwi, a zbydlęconym robociarzem — czemu nie między człowiekiem, a mięczakiem odrazu — to nie jest droga prawdy. Zaktualizowana równość chrześcijańska, raczej jej złudzenie i te wszelkie osobiste udoskonalania się à la Bazyli, to kłamstwo słabych. Równość będzie kiedyś — kiedy idealna organizacja społeczna rozdzieli bez reszty wszystkie funkcje według zdolności. Ale hierarchja nie zniknie nigdy. Ja jestem okrutny wobec siebie, a przytem jestem ostatni — dlatego mam prawo na wszystko. — Coś dzikiego zabrzmiało w jego głosie. Objął Zypcia prawem ra-