Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Gdzieindziej“ nawet nie wolno wyjść poza identyczność pojęć, bo to nie jest żaden inny świat tylko idjotyzm. Wtedy lepiej wyć, niż operować pojęciami — i to jest ostateczny wniosek z Bergsona“. Myśl rozwiewała się w nieobjętych, nieściśliwych szerokościach. Tengier ocknął się.
Kniaź Bazyli miał dziwne wrażenie, że przegadał dziś swoją sprawę. Fatalnem było to, że cała ta kwestja odrodzenia katolicyzmu i wogóle wiary ważniejsza była dla niego wtedy, gdy o niej mówił, niż kiedy ją sam przeżywał. Tak — być poprostu dobrym człowiekiem, raczej człowieczkiem, to duże jest zadowolenie, o, duże. Jakże wszystko się przez to upraszcza, wygładza, zalizuje, natłuszcza, wypomadowuje, duchowo uobleśnia — poprostu zagwazdruje. Brrrr... Ale nagle przychodzi takie okrutne „piknięcie“: pałac w Pustowarni, zmarła żona (no to mniejsza, ale przecie „tyż“..) dla której na siedemnaście lat wyrzekł się innych kobiet i zamordowany syn: piętnastoletni chłopak, który dowodził jakąś zatraconą przeciw-bolszewicką partją fijoletowych kirasjerów „Jewo Wieliczestwa“ i potem te historje z tą tu i z innemi, już dogasająca piękność i siła, już wszystko „nie to“ i żal okropny za przeszłością targa jakiś najbardziej bolesny bebeszek, ukryty przed ludźmi głęboko w świetnie dotąd utrzymanem ciele. Ale wszystko to już „nie to“, „nie to“! I jedyne na to lekarstwo to ta przeklęta dobroć; ale nie ta jasna i pogodna, dająca wszystko wszystkim (no tak znowu może nie) z nadmiaru, bez rachunku, tylko taka wywleczona ze stężałego z bólu serca, starego zużytego worka, co się dość dla niegodnych rzeczy natłukł; taka dobroć nieszczęsna, przykra, nieszczera i nie-codzienna, tylko okwiecona odświętnie, jak nędzna kapliczka na rozstaju przez jakiegoś pastucha-idjotę, który nawet w niedzielę żadnej przyjemności mieć nie może. Kąsa coś w środku bezlitośnie codzień od samego rana, a gdzieś przewala się inne życie, do